poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Wokół ...białego, małego...

Weekend, weekend i po weekendzie!A w ramach, że nie każdy weekend mam wolny, bo dreptam do mojej drugiej pracy, to jak już jest wolny, doceniam go jeszcze bardziej... Oczywiście tradycyjnie, cała masa zaległości w ten "wolny" weekend do nadrobienia, ale co tam, ważne, że "wolny" :P ... to taki mój paradoks - "wolny", "niewolny" weekend :)

A w ten weekend postanowiłam nie nadrabiać zaległości z pracy, ani tych domowych, lecz ogarnąć troszkę to co na zewnątrz ...białego, małego...
A tu wciąż jak po zrzuceniu bomby w Hiroszimie :(

Jest to Nasz drugi sezon wiosenno-letni w ...białym, małym... W zeszłym roku nie bardzo był czas na ogarnianie podwórka, bardziej skupialiśmy się na ogarnięciu samego ...białego, małego... Brakowało mi strasznie zielonej trawki, kwitnących drzewek, rosnących warzyw czy leżaczka... Jednak nie było o tym mowy, bo trwały u Nas wieczne "wykopaliska" - wykopy pod kabel na prąd do przyszłego garażu, wykopy na rurę odpowietrzającą kominek, wykopy na drenaż, wykopy pod opaskę wokół domku, wykopy pod taras.... była masakra, co tu owijać w bawełnę...
Podwórko było przeryte, jak po inwazji gigantycznych kretów!

 
 


 
Niby już miało być coraz lepiej, zamówiliśmy Pana z tzw. glebogryzarką, która miała wszystko wyrównać, ale to co powstało ehhh... i tak oto do późnej jesieni zaprzyjaźniliśmy się z grabkami.... równaliśmy, grabiliśmy lub dla rozrywki, wersją odwrotna!

Nastała wiosna - a ja powiedziałam - o nie! Tego lata będę leżeć na swoim leżaku, na swojej trawce, na swoim podwórku! I dlatego też każdą  wolną chwilę spędzamy na zewnątrz. 13 arów zostało podzielone na 4 obszary: sad, warzywniak, podwórko oraz teren przed ...białym małym... Zainwestowaliśmy w drzewka, krzewy, nasiona i powoli widać efekty :) W ten weekend skupiliśmy się na warzywniaku :) Jakiś czas temu zasadziłam co nie co, ale wciąż nie miało to wyglądu, po tym weekendzie widzę światełko w tunelu :)
 
Wszystko rośnie w oczach i kwitnie!  Choć pięknie jeszcze do końca nie jest - jak widać dookoła wciąż brak trawki, ale za  niedługo będzie - jednak wiemy już , że to jest to miejsce, z którego Nasze dzieci będą wcinały świeże owoce i warzywa.
A mamy agrest, porzeczkę czarną i czerwoną, jeżynę, borówki, malinę żółtą, czarną, poziomkową i tradycyjną, poziomki, truskawki żółte i tradycyjne oraz drzewka - jabłonie, śliwy, gruszę, nektarynkę, brzoskwinie, czereśnie, orzecha laskowego i włoskiego, a także całą masę warzyw! I podobnie jak --> klik,  smakowaliśmy już własnego szczypiorku na kanapce z jajkiem <mniam>!!!

POZDRAWIAM
P.
 

czwartek, 16 kwietnia 2015

Pierwszy kadr...

Tak jak obiecywałam - kolejny post i pierwsze wejście do ..białego, małego domku...
 
...tak, tak, wiem - przepadłam... na dobrych kilka dni, ale praca zawodowa mnie pochłonęła!
Moi maturzyści kończą już szkołę, drugoklasiści idą na praktykę zawodową na cały maj,
więc wiadomo - poprawianie sprawdzianów, walka o oceny itp., itd.
Zatem tak troszku jestem wytłumaczona :)

Ale przechodząc do sedna....
... dzisiaj pokażę Wam Nasz PRZEDPOKÓJ :)

Pomysłu długo na niego nie miałam, choć wiedziałam, że
- nie będzie w nim szafy wnękowej, czy jakiejkolwiek innej szafy,
- nie będzie magazynu butów ( to akurat ze względu na miłość do butów Naszej Tosi - miłość niszczenia butów oczywiście, tych Pańci w szczególności...)
- nie będzie przeglądu Naszych kurtek, bluz i jakichkolwiek innych okryć wierzchnich.

Postanowiłam i spełniłam!
Wszak dopiero po pół roku od przeprowadzki wzięłam się za to pomieszczenie, ale nie ważny czas, ważny efekt - a ja osobiście jestem bardzo z tego efektu zadowolona.
 
Pomieszczenie jest nieduże, dość wąskie, właściwie ma spełniać jedynie funkcje przejścia między podwórkiem a salonem + "rozpłaszczanie" się przybyłych gości. Dodatki dobierałam staranie i długo nad każdym się zastanawiałam. Z niektórymi w momencie decyzji zakupu okazywał się problem, bo już nie było na półce sklepowej - ale właścicielka ...białego, małego... jak coś sobie wbije do głowy to koniec. Zatem bardzo często kończyło się, że robiłam objazd po mieście szukając mojego upragnionego gadżetu. Tym oto sposobem powstał taki oto przedpokój...
 
 
  

 

 
...a poduszki są dwustronne...
Raz jest LOVE, a raz HOME.
 
 
 
...i nawet w przedpokoju nie mogło zabraknąć sentymentalnego powrotu do przeszłości...
Sesja ślubna przy zachodzie słońca w Międzyzdrojach.
 
 
 
Choć z efektu końcowego jestem zadowolona i dumna, to wcale nie oznacza, że nie ma czego zmieniać....
na pierwszy rzut idzie dywanik...oj marzy mi się...., ale póki co szukam idealnego!
 
 
POZDRAWIAM
P.


środa, 8 kwietnia 2015

Najważniejsi, czyli domownicy ...białego, małego...

Postanowiłam, że potrzymam Was jeszcze troszkę w ryzach i zanim pokaże pierwsze wnętrze przedstawię moje paszczaki :)
 
Czym jest dom bez zwierząt??? Dla mnie w domu muszą mieszkać zwierzaki :) Od zawsze wiedziałam, że jak tylko spełnię marzenie o ...białym, małym domku... od razu pojawią się w nim zwierzaki. Nie miałam sprecyzowane jakie to będą zwierzaki. Po prostu miało być coś milusiego, wiernego i do kochania. ... W ramach, że w domu rodzinnym nie wolno mi było mieć pupila jeszcze bardziej pragnęłam go mieć. Absolutnie nie przemawiały do mnie argumenty, że to obowiązek, wydatek lub też jak co niektórzy twierdzą kłopot. Z moim K. w tym temacie akurat mieliśmy podobne zdanie, tylko, że ja chciałabym mieć wszystkie zwierzęta, a K. wie, że nie jest to  do wykonania.... po prostu ma do tego zdrowsze podejście!

Tym o to sposobem - po niecałym roku bycia razem ( czyli dość szybko) postanowiliśmy kupić psiaka. Ja chciałam yorka ( jak to baba!), ale mój K. orzekł, albo duży, porządny pies albo nic - żadnego "kapcia". Dla mnie nie miało już to żadnego znaczenia - chciałam psa - przystanęłam więc na ten warunek - czego nie żałuje ani trochę... dziś uwielbiam duże psy. Wiedzieliśmy jedno - pies musi być rodzinny i łagodny. Padło na biszkoptową labradorkę, wszak bez rodowodu, ale jak to Pan Weterynarz się wypowiedział - gołym okiem widać, że to arystokratka czystej krwi. 
 
Oto Nasza Tosia  - 5, 5 roku temu :)
 
 
Nowa członkini rodziny szybko zawładnęła moim sercem, pomimo szkód jakich dokonywała. Gryzła wszystko, ale  też i wybaczaliśmy jej wszystko. Dziś to poważna dama, z wiecznie merdającym ogonem - jak na labradorkę przystało - choć buty do tej pory pogryzie jak się jej zostawi na widoku!
 
Ale to jeszcze nie był koniec zwierząt... Na kolejnego członka rodziny musieliśmy poczekać, aż będzie na niego więcej miejsca, czyli jak ...biały, mały... się wybuduje. Mój K. był sceptycznie nastawiony, ale ja postawiłam na swoim. Tym razem również było wiadome, że zwierzak musi być rodzinny i łagodny. Zatem na kilka miesięcy przed przeprowadzką zamieszkał z Nami biszkoptowy kocur rasy Maine Coon z Hodowli Amarula PL*.

Oto Nasz Koko - 1,5 roku temu :)
 
 
 

Pewnie czytając post zastanawiacie się jak wygląda relacja - pies i kot - pod jednym dachem...
A no tak...
 

 
Biszkopty uwielbiają siebie - od początku nie było z tym problemu. Zatem w Naszym przypadku "żyć jak pies z kotem" nabiera innego znaczenia...

Gorąco polecam taki duet - rasy przyjazne człowiekowi, milusińskie i wierne.

POZDRAWIAM
P.
 
 

czwartek, 2 kwietnia 2015

Miało być z górki, a tu Himalaje wyrosły...

...wydawałoby się, że najgorsze za Nami i teraz już z górki...
NIC bardziej mylnego!

Prawdziwa wspinaczka na najwyższy szczyt była dopiero przed Nami.
 
Mieliśmy już ...biały, mały... wykończony od zewnątrz, teraz przyszła pora na wykończenie środka. Od początku wiedzieliśmy, że w tym temacie musimy liczyć na siebie i bliskich, plus fachowców od płytek. Tym oto sposobem zaraz po przymrozkach oraz wraz z pierwszymi oznakami wiosny wzięliśmy po 2 tygodnie urlopu. Dokładnie tak samo uczynili: mój tata i tata mojego K. Zatem ekipa była, werwa do pracy też, a i pracy jakże mnóstwo....

Wewnątrz domku musieliśmy najpierw ogarnąć temat wody, kanalizy i ogrzewania ( tym zajął się mój tata) oraz prądu (tym zajął się tata mojego K.). Potem już wspólne prace - położenie wełny, folii i regipsów. No i podsumowując, przeliczyliśmy się z czasem - dni urlopowych zbrakło! Zatem każde popołudnie, każdy weekend zaczęliśmy spędzać na budowie, "bawiąc się" w wykończeniówkę. Tym sposobem przywitaliśmy wiosnę, święta Wielkanocne, weekend majowy, lato i słoneczko, no a potem nastała jesień. Przez ten czas w ...białym, mały... tak wiele się zmieniło - fachowcy zajęli się szpachlowaniem ścian i położeniem płytek, a my malowaniem :) Prace szły do przodu, a my przestaliśmy się przejmować czasem, głową muru nie przebijemy. Było coraz śliczniej!

Choć początki były trudne...

 
 
 
 
 
 
Ponad pół roku - tak przedłużył się Nasz zaplanowany na wykończeniówkę 2-tygodniowy urlop. Ciężki czas....... tyle było na głowie rzeczy do zrobienia... żyliśmy na dwa domy - ten wynajmowany i ten budowany. Do tego dochodziły Nasze zwierzaki i moje studia podyplomowe, a wiadomo, że każdy z Nas chodzić do pracy też musiał. Nasz związek przeszedł prawdziwy sprawdzian z cierpliwości i zrozumienia oraz umiejętności ustępstw. Kłóciliśmy się często - ja chciałam ładnie, a K. szybko i sprawnie, a często nie dawało to tej samej drogi do zakończenia prac. Dziś już wiem, że budowa pozwoliła Nam się dotrzeć - w końcu byliśmy razem zaledwie 3, 5 roku, a po ślubie niecały rok. I jak każda bajka ma happy end, tak i u Nas nastał ten dzień 30.10.2013r. - przeprowadzka!

Oczywiście zaplanowałam  - popakuję dużo wcześniej , potem tylko się przewiezie i na miejscu rozpakuje. Wyszło jak zawsze, czyli tak...
 
Problemem był fakt, że w ...białym, małym... nie wszystko było gotowe na zamieszkanie. I po dzień dzisiejszy jeszcze nie jest. Zatem kartony po salonie walały się jeszcze przez dłuższy czas. I tym oto sposobem, bawiąc się w retrospekcję przebrnęliśmy ( ja i moi czytelnicy) do czasów dzisiejszych. Zatem kolejny post to już przedstawienie pierwszego pomieszczenia!

 Zgadniecie jakie to będzie pomieszczenie ???

Pozdrawiam
P.