czwartek, 2 kwietnia 2015

Miało być z górki, a tu Himalaje wyrosły...

...wydawałoby się, że najgorsze za Nami i teraz już z górki...
NIC bardziej mylnego!

Prawdziwa wspinaczka na najwyższy szczyt była dopiero przed Nami.
 
Mieliśmy już ...biały, mały... wykończony od zewnątrz, teraz przyszła pora na wykończenie środka. Od początku wiedzieliśmy, że w tym temacie musimy liczyć na siebie i bliskich, plus fachowców od płytek. Tym oto sposobem zaraz po przymrozkach oraz wraz z pierwszymi oznakami wiosny wzięliśmy po 2 tygodnie urlopu. Dokładnie tak samo uczynili: mój tata i tata mojego K. Zatem ekipa była, werwa do pracy też, a i pracy jakże mnóstwo....

Wewnątrz domku musieliśmy najpierw ogarnąć temat wody, kanalizy i ogrzewania ( tym zajął się mój tata) oraz prądu (tym zajął się tata mojego K.). Potem już wspólne prace - położenie wełny, folii i regipsów. No i podsumowując, przeliczyliśmy się z czasem - dni urlopowych zbrakło! Zatem każde popołudnie, każdy weekend zaczęliśmy spędzać na budowie, "bawiąc się" w wykończeniówkę. Tym sposobem przywitaliśmy wiosnę, święta Wielkanocne, weekend majowy, lato i słoneczko, no a potem nastała jesień. Przez ten czas w ...białym, mały... tak wiele się zmieniło - fachowcy zajęli się szpachlowaniem ścian i położeniem płytek, a my malowaniem :) Prace szły do przodu, a my przestaliśmy się przejmować czasem, głową muru nie przebijemy. Było coraz śliczniej!

Choć początki były trudne...

 
 
 
 
 
 
Ponad pół roku - tak przedłużył się Nasz zaplanowany na wykończeniówkę 2-tygodniowy urlop. Ciężki czas....... tyle było na głowie rzeczy do zrobienia... żyliśmy na dwa domy - ten wynajmowany i ten budowany. Do tego dochodziły Nasze zwierzaki i moje studia podyplomowe, a wiadomo, że każdy z Nas chodzić do pracy też musiał. Nasz związek przeszedł prawdziwy sprawdzian z cierpliwości i zrozumienia oraz umiejętności ustępstw. Kłóciliśmy się często - ja chciałam ładnie, a K. szybko i sprawnie, a często nie dawało to tej samej drogi do zakończenia prac. Dziś już wiem, że budowa pozwoliła Nam się dotrzeć - w końcu byliśmy razem zaledwie 3, 5 roku, a po ślubie niecały rok. I jak każda bajka ma happy end, tak i u Nas nastał ten dzień 30.10.2013r. - przeprowadzka!

Oczywiście zaplanowałam  - popakuję dużo wcześniej , potem tylko się przewiezie i na miejscu rozpakuje. Wyszło jak zawsze, czyli tak...
 
Problemem był fakt, że w ...białym, małym... nie wszystko było gotowe na zamieszkanie. I po dzień dzisiejszy jeszcze nie jest. Zatem kartony po salonie walały się jeszcze przez dłuższy czas. I tym oto sposobem, bawiąc się w retrospekcję przebrnęliśmy ( ja i moi czytelnicy) do czasów dzisiejszych. Zatem kolejny post to już przedstawienie pierwszego pomieszczenia!

 Zgadniecie jakie to będzie pomieszczenie ???

Pozdrawiam
P.
 

3 komentarze:

  1. Zapowiada się ślicznie. Zawsze zastanawiałam się jak się mieszka w takim domu bez cegieł?
    Myślę, ze pokażesz kuchnię :))
    P.s. dodaj do bloga funkcję dodawania do obserwowanych- to ułatwi obserwację twojego bloga. Pozdrawiam i czekam na więcej zdjęć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W domu bez cegieł mieszka się tak samo, jak w domu z cegieł - na co dzień nie myśli się o tym, więc żadna różnica.
      PS. wciąż uczę się nowych funkcji na blogspocie - ale dziękuję za podpowiedz.

      Usuń
  2. Fajna otwarta przestrzeń. Sporo jeszcze pracy przed Tobą, ale już bliżej niż dalej.. Czekam na kolejne zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń